Ze względu na pytania o sposób w jaki pracuję zamieszczam poniżej kilka wskazówek. Za mało mam materiałów, aby nazywać post tutorialem, jednak jeżeli się znajdą zainteresowani przy okazji kolejnej pracy będę bardziej dokładnie uwieczniać etapy powstawania obrazka akwarelowego.
Zaczynam od dobrania papieru o wysokiej gramaturze. Najczęściej Canson 250 g/m2 albo Koh-I-Noor 250g/m2. Wybór wynika tylko z łatwej dostępności tych bloków.
Korzystam również z papierów z serii White Night - do najbardziej "poważnych" prac.
Niektóre papiery są fakturowane, niektóre gładkie - dobieram je w zależności od efektu na którym mi zależy.
Jedną kartkę, albo fragment papieru poświęcam do testowania kolorów.
Przygotowuję słoiczek z wodą, kartkę przyklejam taśmą malarską do podłoża i wybieram pędzle - w zależności od tego, co planuję malować dobieram odpowiednie grubości, ale w praktyce i tak w ruch idzie zwykle wszystko, co mam pod ręką. Najczęściej sięgam po 16stkę z miękkiego włosia (z czego to futro, już niestety nie pamiętam), okrągłe pędzle: 0/2, 0/3, 1, 2, 3 oraz płaskie pędzelki 6 i 8. Do malowania szczególików używam okrągłego pędzelka 4 o długim włosiu.
Sporadycznie korzystam z pędzla wachlarzowego.
Z racji, że jestem zwolenniczką techniki mokre-na-mokrym używam również dużego, szerokiego pędzla (ten na zdjęciu chyba jest zwyczajnym pędzlem tapet, podprowadzonym ojcu z jego zestawu zabawek do remontów...).
Korzystam z dwóch rodzajów farb akwarelowych: w tubkach i w kostkach. Pozwalają one na uzyskanie różnych efektów.
Sięgam również po kredki akwarelowe - dają jeszcze inne rezultaty.
Często używam tuszu. Białego, czarnego, czerwonego, chińskiego itp.
Wtedy niezbędnym narzędziem staje się paletka ceramiczna - łatwo na niej uzyskiwać odpowiednie nasycenie tuszu, a lakierowana powierzchnia "nie pije" materiału (plastik i drewno nasiąkają tuszem!).
Proces kreacji zaczyna się zazwyczaj przy lekturze, wieczorem z parującą herbatką pod ręką.
Jeżeli jakiś opis/fragment tekstu/miejsce/bohater wyjątkowo ładnie mi się wyobrazi podejmuję próbę przeniesienia tej wizji na papier. Nie zawsze udaje się tak, jakbym sobie tego życzyła. Zwykle w mojej wyobraźni wszystko wygląda lepiej. Podobno to ból każdego artysty ^^'...
Pierwsze rysunki koncepcyjne prawdopodobnie tylko dla mnie wyglądają sensownie. Bazgrolstwa w zeszytach, notesach, kalendarzach, machnięte pod wypływem chwili "na kolanie". Później na ich podstawie dopracowuję szkic ołówkiem.
Nie mogłam znaleźć nigdzie pierwszego szkicu postaci Sol Angelicy, dlatego podaję porównanie konceptu i finalnej formy do pracy "Come on, Sadi..." (w opisie obrazka na deviancie znajduje się fragment książki, który mnie zainspirował).
Na tym etapie decyduję, które obszary pracy mają pozostać bieluśkie i nieskalane farbą. Na nie nakładam płyn maskujący (na dole, to-to żółtawe, w dotyku jak guma).
... następnie maluję pierwszą warstwę.
Jak wspominałam preferuję mokre-na-mokrym, więc w pierwszej kolejności całą polać kartki smaruję szczodrze wodą, a dopiero w następnym kroku maziam po niej farbą.
Kiedy pierwsze działania nieco przeschną (albo im w tym pomogę suszarką), zakładam kolejne kolory. W taki sposób, aby z plam w końcu wyłoniły się kształty. Cały czas uzupełniam poszczególne miejsca płynem maskującym - niestety mam tendencję do wyjeżdżania za linię, a nie każdą plamę da się bez szkód wywabić z miejsc niepożądanych.
Wreszcie ściągam wszystkie warstwy płynu maskującego.
Na tym etapie już wiem jaką formę przybierze praca na końcu i zarazem mam jeszcze miejsce na manewry decydujące.
Dla przykładu: wykonując powyższe zdjęcie uznałam, że kiecka Sol nie pasuje do motywu kolorystycznego, jaki obrałam. Musiałam ściągnąć kolor (a to bardzo mokry i delikatny proces), wówczas mogłam pomalować sukienkę na kolor ćwikły (sama byłam zaskoczona, że maluje na buraczkowo - na palecie tak nie wyglądał).
Na sam koniec przechodzę do szczegółów.
Następnie skanuję pracę i w Photoshopie wprowadzam ostatnie poprawki - jak czyszczenie plam czy nasycenie barw.
Finito!
Akwarele to dla mnie czarna magia, kompletnie. Ogólnie mi się Twoje tutki bardzo przydadzą. Uwielbiam zakupy w sklepie plastycznym, ale nakupuję sobie różnych rzeczy, z których potem nie korzystam. Inna sprawa, że lubię te wszystkie faktury, tę całą, świeżą zmysłowość różnych pierdółek i alchemiczne smrody i konsystencje też ;)
OdpowiedzUsuń:D
UsuńŁadnie to ujęłaś! :D Alchemiczne smrody, mmmmrrr...
Okay, to przy okazji czegoś nowego, świeżego, zrobię dokumentację fotograficzną.
Dla mnie każde malowanie farbami to mistrzostwo świata. Podziwiam każdego kto to potrafi:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńA dla mnie czarna magia malowanie na tablecie! Nie ogarniam, serio.
Są tacy kozacy, którzy potrafią na touchpadzie smyrac - ja jestem krzywa i po prostu NIET. Nic mi nie wychodzi.