Kuchnia dla mnie nie jest wprawdzie terenem dzikim i nieodkrytym, ale czuję się w niej, jak Guliwer u Liliputów, jak Pinokio w Krainie Termitów, jak Frodo w Mordorze. Krótko mówiąc: nie na miejscu. Nigdy nie wiadomo, które z nas poniesie większe obrażenia, kiedy wchodzimy w bliższy kontakt.
Przypadek sprawił, że dzisiaj mnie natchnęło do gotowania, a to zjawisko ma miejsce nie częściej niż raz na kwartał. Wówczas, przez cały dzień, z przyjemnością wybebeszam domowe zapasy by naprodukować smakołyków. Zawsze sięgam po nowe, często egzotyczne przepisy, jednak tym razem zapragnęło się pospolitych rogali i muffinek!
Rogale cynamonowe to moja [nasza] ulubiona pozycja menu w Opolskim "Pożegnaniu z Afryką" - kawa, herbata, mate, cokolwiek, ale jako dodatek obowiązkowo rogal! Zapach cynamonu mnie zawsze zniwala!
Przepis na rogale cynamonowe zaczerpnęłam z Łasuch-na-dziecie.
Smakują wyśmienicie!
Prezentują się tak:
Układając wypieki w koszyku (z żebrzącym pieskiem plączącym się pod nogami), tworząc pseudo-folkową stylizację, trafiło we mnie, że fotografowanie jedzenia w taki sposób aby wyglądało apetycznie i artystycznie, jest niemałym wyzwaniem. Sztuka ta powszednieje wraz z zawrotnie mnożącymi się blogami i stronami kulinarnymi, jednakże to również zwraca uwagę na dobry warsztat fotograficzny kulinarnych-blogerów!
Przepis na muffinki ściągnęłam z bloga Oregano & Cynamon (magiczne słowo w nazwie bloga ;) )
[Jestem ofiarą losu. Proszę okazać miłosierdzie i nie komentować żałośnie wyciśniętego kremu...]
Z proporcji, które zawiera przepis wychodzi około 10 muffinek. Musiałam dorabiać ciasto, bo pierwsza partia poszła w kilka chwil. Kremu zaś z góry zrobiłam dwa razy więcej - został w nadmiarze (nie potrafiłam go nakładać, to pewnie dlatego).
[Zdjęcia trzaskane komórą - aparat mi wysiadł. Pardon. ]
Z ciekawości przekopywałam siec w poszukiwaniu prawdziwych FoodArtów, sporo tego, ale do gustu najbardziej przypadła mi (swoją genialnością w prostocie) Ida Frosk, ze szczególnym wyróżnieniem dla "Późnego Śniadania dla Nocnych Marków":
Nie dziwi mnie, że w dekorowaniu jedzenia (tu: dekorowaniem jedzeniem) przodują Azjaci. W ich kulturze kulinaria są bardzo ważne i od dawna przyjmowały formę sztuki -jak najbardziej- obrazkowej. Za przykład posłuży mi krótki artykuł o food-artystce, Hong Yi.
Podobnych dzieł jest w sieci tysiące. Ich autorzy popisali się imponującym wyczuciem smaku i kreatywnością, aż chce się zakasać rękawy by stworzyć coś samemu... i tu mnie drażni aspekt nietrwałości, "przemijania" tego rodzaju sztuki.
Akurat jestem na czasie z Ludźmi Lodu (i pewnie przez jakiś czas jeszcze będę, gdyż moje najbliższe otoczenie właśnie przedziera się przez kolejne tomy Sagi), gdzie niedawno przeczytałam fragment, który klarownie wyjaśnił moją niechęc do gotowania czy kuchni samej w sobie:
"Nie była wielką artystką, miała jednak w sobie to coś, co od wieków inspiruje twórców. A ponieważ nie lubiła pracy we dworze, tym większe stawiała sobie wymagania. Nie znosiła patrzeć, jak niszczy się pięknie nakryty stół, a starannie przystrojone danie znika, nienawidziła też widoku wyszorowanej do białości kuchni zawalonej brudnymi talerzami i garnkami, zwłaszcza że wszystko to trzeba było robić jeszcze raz i jeszcze raz... Wiecznie powtarzające się czynności w domu, w oborze i w stajni dokuczały jej bardziej, niż śmiała to przyznać sama przed sobą. Człowiek, który tworzy, większość rzeczy wykonuje tylko jeden jedyny raz. Przy powtarzaniu zanika żar, siła natchnienia."
- M. Sandemo
Ciekawi mnie, czy Food Artystów nie drażni, że ich portfolio to jedynie fotografie, które są setnym ułamkiem pracy, jaką włożyli w powstanie swoich obrazów...
Na dzisiejsze oberwanie chmury polecam choreografię (parasol o drewnianej rączce obowiązkowy):
Oh, przez momencik myślałam, że to prawdziwa i to jeszcze jakaś mroczna instalacja :D Rogale wyglądają przezacnie. Schrupałabym jak ten piesek ;)
OdpowiedzUsuńCo do jedzeniowych wygibasów estetycznych: mnie zawsze wzruszają naiwne, bywa, że kiczowate bento. Bardzo lubię takie coś dostawać i sama dawać. To świetny umilacz dnia, chociaż czasu często brak na przygotowanie ;)
Bento mnie też porusza! Ale raczej w kwestii zazdrości - bo ja nie potrafię tak ładnie go przygotować, jak widuję ma zdjęciach.
OdpowiedzUsuń